niedziela, 26 lipca 2015

3. Zepsuty świat

Z loży królewskiej widać było całe koloseum. Jako giermek księcia mam obowiązek podążać wszędzie tam gdzie on co niesie ze sobą nie tylko uciążliwość, ale i przywileje jak na przykład ten. Nie lubiłem nigdy oglądać walk gdzie ludzie się nawzajem zabijają jednak prawda jest też taka, że nigdy nie miałem okazji obejrzeć walk gladiatorów. Wiedziałem, że to złe jednak świetnie się bawiłem. Widziałem, że książę Schen też, tak więc nie przestawałem się bawić owym widowiskiem aż do pewnego momentu. Zobaczyłem wtedy ją. Moja siostra Pema brała udział w walkach gladiatorów. Znalazłem ją! Teraz będę mógł z nią porozmawiać...będę mógł ją odzyskać!
Przestałem jednak się cieszyć niemal tak szybko jak zacząłem. To walki gdzie każdy ma pięćdziesiąt procent szans na przeżycie.
-Hoho...Ta mała ma pecha. Walczy z Galaxią- najlepszą kobietą gladiator.
-Co?- zapytałem przerażony.
-Wpadła ci w oko? No niezła jest, ale raczej nie wyjdzie już z tego koloseum.
Nie wytrzymałem i ścisnąłem ramię księcia.
-Co ty wyprawiasz głupcze?- odtrącił moją rękę.
-Musisz...przerwać walkę. Błagam.
-Co? Nie mów mi, że ta dziewczyna to...
-Błagam.
-Ja...nie mogę zatrzymać walki.
-Jesteś księciem! Przecież możesz to zrobić!
-Nie zauważyłeś jak dużo jest tutaj ludzi? Oni wszyscy przybyli zobaczyć widowisko i jaka będzie ich reakcja gdy ja je przerwę?
-Jesteś księciem, nie powinno ciebie to obchodzić. Zrób coś do jasnej cholery!- po tych słowach poczułem ból na twarzy. Schen uderzył mnie z całej siły w twarz abym się uspokoił. Rzeczywiście podziałało. Spokojny już wyjrzałem przez balkon aby oglądać walkę. Widziałem, że Schen zaciska pięści tak jakby się denerwował. Jego zachowanie wcale nie dodało mi otuchy, a wręcz przeciwnie- zacząłem się denerwował jeszcze bardziej. Musiałem jakoś odwrócić swoją uwagę od walki więc zacząłem się rozglądać dookoła. Zauważyłem, że księżniczka Szeherezada nie ogląda walki lecz siedzi sama na uboczu. Podszedłem do niej i również usiadłem. Westchnąłem ciężko co zwróciło jej uwagę.
-Wszystko w porządku?- zapytała, i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że siedzą obok księżniczki. Dosiadłem się jakby nigdy nic a przecież powinienem najpierw się ukłonić i grzecznie zapytać "czy mogę".
-Księżniczko...ja...proszę o wybaczenie!- ukłoniłem się- Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego tak się...
-W porządku. Cieszę się, że ktoś do mnie podszedł bo samej mi było strasznie nudno.
-Nie lubisz oglądać walk?
Pokręciła głową.
-Więc czemu przyszłaś?
-Ojciec tego oczekiwał i jakoś tak...- zaczęła niepewnie.
-Rozumiem.
-A ty czemu nie oglądasz walk? Mojemu bratu się chyba podoba, nie może oderwać wzroku- zachichotała lekko.
-W tej chwili na arenie walczy moja siostra.
-Ja...nie wiedziałam...umm...ona jest gladiatorką? Pewnie jest silna.
-Nie wiem. Rozdzieli nas gdy jeszcze byliśmy dziećmi. Od tamtej pory nie mam pojęcia co się z nią działo. Chciałem ją znaleźć i właśnie dzisiaj mi się udało, ale....Książę mówi, że są małe szanse aby uszła z tej walki z życiem.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza, a ja zaczynałem żałować swojej wylewności względem księżniczki.
-Przepraszam. Nie powinnam się w ogóle wypowiadać na ten temat. Nie wiem nawet co mogłabym powiedzieć. Nie potrafię ci pomóc, przykro mi.
-Haha, nie chciałem cię prosić o pomóc. Wybacz jeżeli to tak zabrzmiało haha- mój nerwowy śmiech zdradził zakłopotanie, które teraz czułem.
-Może nie powinnam tego mówić, ale wydaje mi się, że powinieneś wierzyć w swoją siostrę.
Otworzyłem szeroko oczy. Prawda, ale...to nie była kwestia tego czy wierzę w moją siostrę czy nie. Brała udział w walce na śmierć i życie i to nie miało tutaj nic do rzeczy. Nie zwróciłem jednak księżniczce uwagi bo i tak była dla mnie miła, a nie musiała.  Nagle tłumy zaczęły wiwatować. Poderwałem się z miejsca bo wiedziałem, że to już koniec pojedynku, ale kto wygrał?
-Twoja siostra zwyciężyła!- krzyknął do mnie Schen. Nie mogłem uwierzyć. Cieszyłem się jak głupi. Zwyciężczyni nie zabawiła długo na arenie.
-Gdzie teraz poszła?
-Zapewne za kulisy. Ale spokojnie, wygrała swój pojedynek więc teraz będzie łatwiej ją odnaleźć.
-Wybacz, że przeszkadzam książę.- podszedł do nas mój były dowódca- Meilios.
-O co chodzi?-zapytał blondyn tracąc całą ekscytację.
-Chciałem się dowiedzieć jak sprawuje się Alexius.
-Cóż, brakuje mu ogłady, ale poza tym nie mam zastrzeżeń.- gdy książę kończył wypowiadać zdanie spojrzał na dziewczynę stojącą obok tęgiego rozmówcy. Nawet ja wiedziałem kim ona była- wojownik z plemienia Fanalis. Dziwne, że nigdy wcześniej jej nie spotkałem.
-Widzę, że zaciekawiła cię moja niewolnica. Rai, przywitaj się- mężczyzna chwycił ją mocno za ramię i pociągnął do przodu zostawiając czerwone ślady palców na jej białej skórze.
-To zaszczyt mi was poznać- powiedziała grzecznie kłaniając się.
-Czy...czy ty jesteś niewolnicą?-zapytała nie owijając w bawełnę księżniczka. Różowowłosa spuściła wzrok i nic nie odpowiedziała.
-Czego cie uczyłem? Jak śmiesz ignorować pytanie księżniczki?!- Meilios złapał Rai za włosy.
-Przepraszam- wyszeptała.
-Gówniara!- krzyknął- Wracaj do domu.
-Tak jest panie- Fanalis się ukłoniła i opuściła lożę.  Przez dłuższy czas panowała cisza. Każdy był zszokowany tym co właśnie zobaczył. Wiedziałem, że w Reim praktykuje się niewolnictwo jednak nigdy na własne oczy nie widziałem takiego traktowania...ta dziewczyna była  w wieku mojej siostry! Szeherezada i Szen również byli zszokowani. I o ile księżniczkę mogłem jeszcze zrozumieć to księcia absolutnie. Wychowywał się w pałacu gdzie jest pełno niewolników. Musiał widzieć tego typu kary, a zachowuje się jakby był tego świadkiem po raz pierwszy.
-Przepraszam za nią. Ta dzikuska pochodzi z Katargu. Jest niewyedukowana dlatego brakuje jej szacunku do innych...
-Skoro jest niewyedukowana to chyba powinieneś jej tę edukację zapewnić?- przerwał mężczyźnie książę.
-Szkoda moich pieniędzy dla jednej takiej dzikuski. Fanalis nie jest zbyt inteligentnym plemieniem. Zostali stworzeni do niewolnictwa. Ale muszę przyznać, że ta mała kosztowała mnie krocie.
- Od kiedy ludzi się kupuje?-zapytała przerażona księżniczka.
-Haha, będziesz musiała się jeszcze wiele nauczyć księżniczko. Na tym świecie nie ma wyborów dobrych. Można wybrać jedynie mniejsze zło. A tym mniejszym złem dla Fanalis jest właśnie niewolnictwo. Kouga zmusza ich do walki w swojej armii, my tego nie oczekujemy. Nie zmuszamy ich do walki na śmierć i życie tylko oferujemy zajęcie do końca życia. To na pewno lepsze rozwiązanie.
-Tak, na pewno- odpowiedział książę- Powiedz Meiliosie...mówiłeś, że kosztowała krocie. Odsprzedałbyś mi ją?
Po pytaniu księcia zapadła cisza. Znowu. Ani ja ani Szeherezada nie mogliśmy uwierzyć w to co właśnie usłyszeliśmy. Meilios również wyglądał na zszokowanego.
-Cóż...nie wiem...
-Dam ci za nią trzy razy tyle ile zapłaciłeś.
-To naprawdę kusząca oferta, ale...w dzisiejszych czasach ciężko jest znaleźć Fanalis na sprzedaż.
-Cztery razy tyle.
-Ach! Niech stracę!
Dowódca armii oraz książę uścisnęli sobie dłonie na znak zawiązanej umowy. Szczerze powiedziawszy niedobrze mi się robiło patrząc i słuchając tego wszystkiego. Handel człowiekiem. Licytacja. Sprzedaż. Ten świat to naprawdę chore miejsce. Spojrzałem na księżniczkę bo jej brata już oglądać nie chciałem. Wyraz twarzy Szeherezady mówił sam za siebie. Była niemniej obrzydzona niż ja. Książę i generał porozmawiali jeszcze chwilę. Ustalili, że jutro przyprowadzi różowowłosą niewolnicę do pałacu. Po rozmowie generał zostawił nas samych.
-Co to miało być?-zapytała Szeherezada nieprzyjemnym tonem. W tym momencie bez żadnych trudności dało się dostrzec różnicę wieku między królewskim rodzeństwem.
-Jak to co? Pomogłem jej. Jeżeli się zgodzisz może zostać twoją służką tak jak Pernadius. Pod twoją opieką na pewno będzie jej lepiej niż u tej grubej świni.
Książę miał rację. Zrobiło mi się głupio, że tak źle o nim myślałem bo okazało się, że tak naprawdę potrafi być wrażliwy. Zgodził się pomóc mi w odnalezieniu mojej siostry i naprawdę się przejął gdy walczyła na arenie, a teraz pomógł tej niewolnicy tracąc naprawdę dużo pieniędzy. Nikt nie oczekiwał od niego takiego zachowania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Następnego dnia Meilios przyprowadził do pałacu swoją niewolnicę- Rai. Dziewczyna do nikogo się nie odzywała a jedynie kręciła twierdząco lub przecząco głową. Dopiero gdy oprowadziłam ją po zamku postanowiła mi się przedstawić. Było mi jej naprawdę szkoda. Niewolnictwo to straszna rzecz, której nie powinno się praktykować. Ten świat był był zepsuty do cna i ktoś musiał go wyleczyć o ile to jeszcze możliwe. W mojej komnacie wdałam się z Rai w pogawędkę.
-Słyszałam, że pochodzi z Katargu. Jaki to kraj?
-Naprawdę piękny.
-Chciałabyś kiedyś wrócić do ojczyzny?-zapytałam gdy Rai skończyła mi rozczesywać włosy.
-Tak.- odpowiedziała cicho tak jakby bała się kary za te słowa.
-Gdy wojna się skończy to cię tam zabiorę. Obiecuję.
Obietnica ta wcale nie była pusta. Naprawdę miałam zamiar to zrobić. Wczorajszy dzień w znaczącym stopniu wpłynął na mój światopogląd. Zabieranie dzieci z rodzinnych domów. Wcielanie ich siłą do wojska. Traktowanie ludzi jak zwierzęta. Niewolnictwo. Wojna. Ten świat jest złym miejscem, zepsutym. Ktoś musi go ocalić. Przypomniałam sobie, że zadaniem magiego jest wybranie króla. Króla, który zmieni świat na lepsze. To właśnie było moje zadanie. Muszę znaleźć osobę, która razem ze mną spróbuje naprawić ten zepsuty świat.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

****
Niestety ze względu na brak komentarzy jak i prawdopodobnie czytelników będę zmuszona zawiesić bloga, a wielka szkoda bo bardzo lubię tę historię :c

niedziela, 9 listopada 2014

2. Zabijesz i przeżyjesz lub stchórzysz i zginiesz

Razem z Pernadiusem udałem się do głównej sali gdzie wszyscy czekali na powrót mojej siostry. Nie chciałem wychodzić na sam środek tam gdzie stał mój ojciec i matka więc razem z brązowowłosym zatrzymałem się przy jednej z masywnych kolumn. Nagle wrota otworzyły się. Weszła przez nie Szeherezada w otoczeniu strażników. Zupełnie się zmieniła. Miała teraz  długie, falowane, blond włosy, które sięgały jej do kostek. Pewność siebie zniknęła z jej twarzy a nawet wydawało mi się, że jest przestraszona.
-Witaj w domu Szeherezado- pierwsza odezwała się matka a ojciec przytaknął po czym dodał:
-Kazałem wykonać dla ciebie berło godne Magiego naszego imperium- ojciec z dumą wskazał na jednego ze swoich służących, który trzymał niesamowicie piękne berło.  Było ono dokładnie tego samego wzrostu co moja starsza siostra i przypominało trójząb z czerwonym kamieniem w środku.
-Um..ja już mam berło...-zaczęła nieśmiało Szeherezada, unosząc w górę drewnianą laskę.
-Hah! Nie żartuj, dziecko! To coś to zwykła zabawka. Jako Magi masz godnie reprezentować swój kraj.- ojciec wyrwał laskę z jej rąk. Szeherezada próbowała jakoś protestować jednak ojciec nie zwrócił na to uwagi.
-Sądzę, że powinnaś odpocząć po tak długiej podróży. Rozmowę możemy kontynuować jutro- do rozmowy dołączyła moja matka, która zauważyła, że sytuacja staje się co raz bardziej napięta. Ojciec kiwnął głową, dając pozwolenie. Wszyscy zaczęli powoli opuszczać salę.
Początkowo miałem zamiar podejść i przywitać się z Szeherezadą jednak zrezygnowałem z tego. Jutro będzie jeszcze dużo czasu a ona tymczasem niech zapozna się z pałacem. Rozumiałem doskonale to w jakiej sytuacja teraz znajdowała się moja siostra jednak jedyne co mogłem zrobić to jej tylko współczuć. Kiedy nasz ojciec sobie coś uroi to tak musi być i każdy ma obowiązek dążyć do tego aby tak się stało.
-Am..Panie, nie powinieneś przywitać się z siostrą?- zapytał mnie niespodziewanie Pernadius.
-Dla ciebie z "księżniczką Szeherezadą". Znaj swoje miejsce.- odparłem oschle, nie odwracając się w jego stronę. Przez dłuższą chwilę nic nie mówił jednak w końcu zaczął kontynuować.
-Wydaje mi się, że rozmowa z bratem poprawiła by księżniczce humor.
-Myślenie o takich bzdetach to nie twoje zadanie. Masz mi tylko towarzyszyć w czasie moich treningów i wykonywać wszystkie czynności jakie wykonuje giermek. Reszta to nie twoja sprawa.- warknąłem
-Wybacz. Sądzę jednak, że powinieneś z nią porozmawiać. Osobiście bym tak uczynił. Nie widziałeś swojej siostry od...
-Zamilcz albo podetnę ci gardło- ostrze mojego miecza prawie dotykało skóry na szyi Pernadiusa.-Przestań się wreszcie mądrzyć. Powrót mojej siostry to nie twoja sprawa.
-Masz rację, książę. Proszę o wybaczenie.- po tych słowach schowałem miecz i pewnym krokiem ruszyłem w kierunku mojej komnaty a Pernadius grzecznie podreptał za mną już więcej się nie odzywając. Dopiero w komnacie kiedy pomagał mi zdejmować zbroję wrócił do tego tematu.
-Dalej uważam, że powinieneś porozmawiać z księżniczką Szeherezadą.
-Coś się tak uczepił tego tematu?- zapytałem kąśliwie.
-Po prostu ja bym tak zrobił.
-Haha, ciekawe...Sugerujesz, że byłbyś lepszym księciem niż ja?
-Lepszym księciem nie, ale na pewno byłbym lepszym bratem.
-Jakie relacje panują w mojej rodzinie to nie twoja sprawa giermku.- mimo, że irytowała mnie jego pewność siebie to zaintrygował mnie tym stwierdzeniem.- Powiedz Pernadiusie, masz rodzeństwo?
-Mam siostrę.
-Młodszą? Starszą?
-Młodszą.
-Aha, rozumiem. To dlatego tak się czepiasz. Nie wiem jakie relacje panują między tobą a twoją siostrą, ale na pewno nie są nawet zbliżone do tych między mną a Szeherezadą. Wy nie pochodzicie z królewskiej rodziny, od której rodzice jak i cały lud oczekują nie wiadomo jakich czynów. Dlatego właśnie nie oczekuję żebyś mnie rozumiał, lecz byś był mi posłuszny. Relacje między tobą a twoją siostrą ograniczają się do zwykłych problemów natomiast u nasz jest już inaczej. Moja siostra jako pierworodna była obiektem, na który ojciec przelał całą swoją rządzę panowania nad światem. Szeherezada źle znosiła tę presję. Tak przynajmniej mi się wydaje...W każdym razie od kiedy została wysłane do tej całej szamanki nie rozmawiałem z nią. Nie wiem jaka ona jest, jak bardzo się zmieniła. Szczerze mówiąc zapamiętałem Szeherezadę jako typową, rozpieszczoną księżniczkę, która gdzieś ma to co się dookoła dzieje, lecz kiedy zobaczyłem ją ponownie uznałem, że się zmieniła. Nie wiem tylko jak bardzo bo...-przerwałem bo nagle zdałem sobie sprawę jak bardzo stałem się wylewny. Speszyłem się i odkaszlnąłem.- Mniejsza. Widzisz teraz, że to nie takie proste?
- Taa.
Odetchnąłem z ulgą gdy Pernadius przestał drążyć ten temat. Po chwili jednak zdałem sobie sprawę, że to jego "taa" było dziwne.
-Taa? Co to miało znaczyć?
Pernadius uśmiechnął się jednak jak na moje oko był to smutny uśmiech.
-Wydaje mi się, że trochę to wszystko wyolbrzymiasz. Może rzeczywiście oboje dorastaliście pod wielką presją, ale to wcale nie znaczy, że macie się na siebie zamykać. Co z tego, że twoja siostra się zmieniła? Ty dalej jesteś jej bratem i ona dobrze o tym wie. Dlatego wybacz, ale nie potrafię cię zrozumieć.
-Dobra, mniejsza o to. Ja ci opowiedziałem trochę o sobie i Szeherezadzie więc może ty też byś coś o sobie opowiedział?- uznałem, że skoro Pernadius aż tak bardzo chce rozmawiać o relacjach między rodzeństwem to niech opowie coś o sobie i swojej siostrze.
-Jestem żołnierzem, który miał walczyć w armii Reim, ale jestem zamiast tego twoim giermkiem- powiedział to takim tonem jakby była to nie wiadomo jaka kara.
-Powinieneś się cieszyć, że możesz mi służyć. Gdybyś walczył na wojnie mógłbyś zginąć i zostawić swoją siostrę więc nie wiem z czym masz problem. Wracając, nie o to mi chodziło. Chciałem żebyś opowiedział mi o relacjach między tobą a twoją siostrą.
-Nie mamy żadnych relacji.- spojrzałem na niego- Nie wiem gdzie jest moja siostra i nawet czy żyje. Zostaliśmy rozdzieleni jako dzieci.
Zrobiło mi się trochę głupio choć oczywiście się do tego nie przyznałem. Ta informacja zwiększyła tylko moją ciekawość.
-Rozdzieleni? Dlaczego?- dopiero po chwili zorientowałem się jak głupie zadałem mu pytanie i, że wyszedłem przez to na idiotę. Przecież wiedziałem, że armia pozyskuje żołnierzy zabierając dzieci od rodzin...choć ciekawe czemu zabrali dziewczynkę. O tym nic mi nie wiadomo a w sumie jako przyszły władca powinienem poszerzać swoją wiedzę na temat biednej części społeczeństwa.
-Dlaczego? Takie były rozkazy. Większość żołnierzy to zabrane od rodziców dzieci.
-Wiem, ale czemu zabrali też dziewczynkę?
-Nie wiem. Też się nad tym zastanawiałem.
W jednej chwili przemknęło mi przez myśl, że dziewczyna trafiła na targ niewolników a tam nie wiadomo kto cię kupi, ale postanowiłem tego nie mówić. Leżącego się nie kopie. Przynajmniej póki mnie nie zdenerwuje.
-Jak nazywała się twoja siostra?
-Chcesz mi pomóc ją odnaleźć?- zapytał z nadzieją.
-Powiedzmy.
-Pema Alexius. Ma brązowe włosy...i tyle tylko pamiętam.
-Spokojnie. Nawet imię by mi wystarczyło.- skierowałem się w stronę drzwi- Jeżeli ją znajdę to będziesz miał u mnie dług. A, i jeszcze jedno. Niedługo rodzina królewska udaje się do koloseum obejrzeć walki gladiatorów i ty też idziesz. Kto wie kiedy zabraknie im wojowników a przedstawienie musi trwać.- uśmiechnąłem się lekko i kątem oka dojrzałem, że Pernadius zrobił to samo.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kończyłam już ostatnie przygotowania do walki. Zapięłam swoją górną część zbroi odsłaniającej brzuch oraz pochwę z mieczem. Przejrzałam się w lustrze. Moje włosy były bardzo długie. Nawet uczesane w wysoki kucyk sięgały mi do kolan. Wplotłam jeszcze winorośl w moje włosy- charakterystyczny znak gladiatorów Yambala- i byłam gotowa.
-Masz tremę, Pema?- zapytał mnie mój kolega Nastasen. Tak jak ja był gladiatorem jednak o wiele bardziej doświadczonym. Walczył na arenie odkąd skończył dwanaście lat i był uważany za najlepszego wojownika naszego pokolenia. Gdyby nie on już dawno zostałabym z powrotem oddana na targ niewolników. Byłam bardzo wątłym i płaczliwym dzieckiem. Nie było we mnie nic z wojownika dlatego nasz pan i nauczyciel- Virga Yambala zastanawiał się czy dobrze zrobił kupując mnie. Ostatnio bardzo popularne stały się kobiety gladiatorki dlatego właśnie do Akademii Yambala trafiłam ja- Pema Alexius. Nastasen pomógł mi odnaleźć się w nowej sytuacji a także udzielał mi "korepetycji" z walki. To właśnie dzięki niemu mogłam wreszcie walczyć na arenie.
-Nie. Po prostu ją zabiję i po wszystkim.- nigdy nie byłam zbyt wylewną osobą. Mówiłam zwięźle i na temat. Nie lubiłam także okazywać uczuć dlatego mimo, że bałam się starałam nie okazywać tego po sobie.
-Ej, serio? Ja się bałem jak nie wiem co przed pierwszą walką. Kiedy wchodzisz na arenę słyszysz te wszystkie okrzyki tłumu i po chwili zdajesz sobie sprawę ile osób cię obserwuje, czekając aż któreś z was zostanie skąpane w czerwieni...-opowiadał mi to już tysiące razy dlatego spojrzałam na niego, dają wyraźnie do zrozumienia żeby się zamknął.-Wybacz, nie chciałem cię denerwować. W każdym razie pamiętaj, jak już tam wejdziesz nie liczy się nic poza tobą i twoją przeciwniczką. Gdy tylko dojrzysz okazję musisz ją zabić w przeciwnym wypadku to ona zabije ciebie. Pamiętasz naszą dewizę?
-Zabijesz i przeżyjesz lub stchórzysz i zginiesz- powiedziałam nie odrywając wzroku z mojego odbicia.
-No!- Nastasen złapał mnie za ramiona i lekko mną po telepał.- Jeżeli zginiesz, to się do ciebie więcej nie odezwę.- powiedział po czym zostawił mnie samą przed wyjściem na arenę.
Nie zamierzałam dłużej tego przeciągać. Wzięłam głęboki wdech, a następnie wolno wypuściłam powietrze. Szłam wolnym lecz pewnym krokiem przez szeroki korytarz łączący pokój, w którym można odpocząć przed walką z areną walk. Z każdym korkiem wiwaty ludzi stawały się głośniejsze. Byłam coraz bliżej. Nagle strach zaczął ogarniać moje ciało. Jeżeli tylko wejdę na arenę nie będzie odwrotu. Albo zabiję człowieka albo to ja zostanę zabita...Czemu? Czemu ktoś wymyślił taką rozrywkę? Ci wszyscy ludzie, których słychać okrzyki przyszli tutaj obserwować śmierć innych. Dla nich nie liczy się czy umrę ja czy może mój przeciwnik, po prostu ktoś ma umrzeć. Mimo natłoku wszystkich tych myśli nie zawahałam się i szłam dalej przed siebie jednak już nie tak pewnie. W końcu przede mną ukazało się koloseum w całej swej okazałości. Na ziemi widać było ślady po zaschniętej krwi. Nie przejęłam się tym zbytnio i wyszłam na sam środek amfiteatru. Ludzie wiwatowali lecz zaczęli krzyczeć jeszcze głośniej gdy podniosłam do góry lewą rękę an znak tego, że jestem gotowa do walki. Dam tym ludziom spektakl jakiego jeszcze nie widzieli....
Zobaczyłam jej sylwetkę. Kiedy przeszła przez przejście kraty zamknęły się abyśmy nie miały gdzie uciec. Moja przeciwniczka była dobrze zbudowana i dwa razy wyższa niż ja. Pojedynek nie będzie łatwy, ale wygram. Nie przewiduję innej możliwości. Gdy dziewczyna podeszła bliżej nasze oczy się spotkały. Dostrzegłam w nich determinację oraz chęć zwycięstwa jednak to nie wszystko. Malowało się w nich również przerażenie. Nie dziwię się jej. Właśnie w tej chwili nasz los został przypieczętowany. Jedna z nas zginie natomiast druga przeżyje z krwią tej drugiej na rękach...
Ona pierwsza ruszyła do ataku. Biegła w moją stronę z wyciągniętym mieczem oraz podniesioną tarczą. Muszę przyznać, ze mnie zaskoczyła. To jednak nie zapewni jej zwycięstwa. Zrobiłam niezgrabny unik i również zaatakowałam. Była silniejsza niż ja więc musiałam odpuścić, odskoczyłam z mieczem w ręku. Musiałam znaleźć inny sposób. Może atak z zaskoczenia? To będzie trudne, ale zawsze warto spróbować. Dziewczyna była znacznie wolniejsza niż ja więc wystarczy, że ja zmęczę a potem łatwo ją zaskoczę. Tak jak mój plan zakładał- robiłam głównie uniki co nie spodobało się publice. Zaczęli buczeć a Nastasen powiedział mi kiedyś, że gdy publiczność jest niezadowolona wtedy wypuszcza się dzikie zwierzęta i giną obydwaj gladiatorzy. Musiałam szybko coś zrobić...dałam się zranić. Trafiła mnie mieczem w lewe ramię. Nie przemyślałam tego bo miałam teraz unieruchomioną lewą rękę i nie mogłam trzymać tarczy. Rzuciłam więc ją na ziemię. Widok porzuconej tarczy oraz krwi sprawił, że publiczność zaczęła wiwatować. Musze to szybko zakończyć. Nastasen mnie obserwuje a na razie nie pokazałam się z najlepszej strony. Błyskawicznie zaatakowałam moją przeciwniczkę z taką szybkością, że nie zdążyła się zasłonić. Odcięłam jej dłoń mimo to na twarzy wojowniczki nie pojawił się nawet najmniejszy grymas. Zrobiłam dookoła niej okrążenie i znów zaatakowałam. Tym razem udało jej się jednak zasłonić. Kopnęła mnie w nogę przez co automatycznie upadłam. Zamachnęła się na mnie mieczem jednak udało mi się przeturlać obok i szybko ją ominąć. Błyskawicznie przebiłam jej gardło mieczem.

**********
Przepraszam za moją długą nieobecność. Nowa szkoła i mam naprawdę wiele obowiązków. Nie sądziłam, że będzie tak ciężko, ale wybrałam sobie taką szkołę więc nie powinnam się dziwić...Jeżeli mam czas to nie mam weny natomiast gdy jest wena to nie ma czasu. Naprawdę przepraszam, nawaliłam. Mam nadzieję, że nie straciłam czytelników :) Na moim drugim blogu również niedługo pojawi się kolejny rozdział.






LAYOUT BY OKEYLA